M A R C I N   R E J M E N T - F O T O G R A F I A   P R Z Y R O D N I C Z A
START >> OPISY

Poidełko na letnie upały

Miejsca szczególne w fotografii przyrodniczej (czyli poidełko i karmnik)

poidełko dla ptaków, fotografia, zdjęcia przyrody poidełko, ptaki, fotografia, zdjęcia przyrody Zima to piękny okres dla fotografującego przyrodę. Ekstremalne warunki dla zwierząt, dla ludzi oznaczają łatwość w ich fotografowaniu. Dzieje się tak dlatego, iż zwierzęta cierpiące głód, skłonne są podejmować większe ryzyko zdobywając pożywienie. Stąd wystarczy zrobić karmnik, paśnik, a potem pozostaje już tylko zaczekać, zmagając się bardziej z zimnem niż wyczulonymi zmysłami zwierząt. Fotografia poprzez dokarmianie to jednak bardzo odpowiedzialne zajęcie. Zwykle fotografującemu zależy, aby zatrzymać zwierzęta przy karmniku, paśniku jak najdłużej, a najlepiej sprawić, aby regularnie przebywały w najbliższym jego otoczeniu. W tym celu dba się, aby pożywienia w nim nie brakowało. To jednak zwykle odbija się czkawką na przyrodzie, ponieważ zwierzęta przyzwyczajają się szybko do wygodnej dla nich sytuacji i przestają się normalnie zachowywać, to znaczy przestają szukać pożywienia. Można wówczas wiele szkody wyrządzić, poprzez wydawałoby się pozytywne zachowanie. Należy bezwzględnie wystrzegać się takich sytuacji. Jeśli już zdecydujemy się na dokarmianie, musimy je kontynuować aż do samego końca ciężkich warunków. Stąd karmniki w miarę możliwości warto zakładać blisko miejsca zamieszkania, a samo dokarmianie przeprowadzać z rozmysłem. Kiedy nie jesteśmy w stanie codziennie uzupełniać pożywienie, lepiej sypać małe ilości jedzenia, tak aby nie zaspokoiło ono do końca głodu, i dzięki temu dokarmiane ptaki zmuszone zostaną do dalszego szukania pożywienia, w celu zaspokojenia zapotrzebowania pokarmowego. Karmnik przy tym będą traktować jako miejsce - jedno z wielu, które należy odwiedzić szukając jedzenia. Sytuacja inaczej wygląda, kiedy jesteśmy w stanie regularnie żywność donosić. Wówczas można karmnik przemienić w prawdziwą stołówkę, która zaspokoi niejeden ptasi żołądek. Ważne jednak, aby po zakończonych zdjęciach nie rezygnować z dokarmiania, lecz czynić to dalej aż do końca zimy i trudnych warunków. Należy podkreślić, że najbezpieczniej jest nie dokarmiać w ogóle, nawet jeśli poszczególne osobniki nie poradziłyby sobie i padły z głodu. Wbrew pozorom to ma znaczenie, ponieważ przetrwają najsilniejsze osobniki, a poprzez selekcję naturalną wzmacnia się populacja.
Wcześniej czy później zima się jednak skończy i zwierzęta przestaną odwiedzać miejsca dokarmiania, ponieważ nie będą miały takiej potrzeby. Wkoło zazieleni się od świeżej roślinności, która z kolei ściągnie chmary owadów. Ptaki i ssaki przystąpią do godów i zajęte będą budową gniazd, nor i innych miejsc, w których na świat przyjdzie ich potomstwo. Nie znaczy to, że zajęte tymi rzeczami przestaną jeść. Z nastaniem majowych, czerwcowych czy lipcowych upałów znowu otwierają się możliwości przed fotografującym. Może i trudniej skusić zwierzęta na pokarm, bo zwykle mają go pod dostatkiem w wiosenne i letnie miesiące w naszej strefie klimatycznej, ale za to brakuje im... wody. Założenie poidełka dla ptaków to bardzo ciekawy pomysł. Zapewne znajdzie ono wielu amatorów nie tylko wśród ptaków, ale i zdarzyć się może, że z wizytą wpadnie to nas nawet jakiś rudy zwierz. Wbrew pozorom stworzenie małego stawiku nie jest wcale banalne. Może samo założenie trudne nie jest, bo wystarczy wkopać wiaderko i nalać do niego wody. Jednak jego prowadzenie nie jest już takie proste do momentu... aż znajdzie się skuteczną metodę filtrowania wody. W wysokich temperaturach szybko okaże się bowiem, że nasze H2O po prostu zakwitnie - zazieleni się od jednokomórkowych glonów, zamieniając się w cuchnący szlam, i to w bardzo krótkim czasie. I przed takim problemem stanąłem zakładając własne poidełko dla ptaków. A budując je nawet nie pomyślałem o trudnościach, z jakimi przyjdzie mi się zmagać, a które przecież są łatwe do przewidzenia. Rozwiązanie podsunęła sama przyroda, a przyszło ono znienacka, przez przypadek dosłownie. Pomogło logiczne myślenie i jak zwykle - obserwacje. Jednocześnie kolejny raz zrozumiałem, że przyroda jest na tyle skuteczna, że sama potrafi sobie radzić z wieloma trudnymi czynnikami, a co najważniejsze - nie trzeba jej w tym wcale pomagać.

Magiczna sztuczka (czyli tajemnica zooplanktonu)

czysta woda, oczko wodne, jak dbać o czystość wody zakwitająca woda, poidełko, zdjęcia przyrody Bardzo szybko po wybudowaniu maleńkiego oczka wodnego mogłem rozpocząć fotografowanie. Umieściłem je bowiem w terenie nie obfitującym w zbiorniki wodne, i stąd zwierzęta odnalazły ją błyskawicznie. Niestety intensywne nasłonecznienie szybko dało się we znaki, i już po niecałym tygodniu przestałem się cieszyć krystaliczną wodą. Wkrótce ciągłe jej donoszenie i wymiana na świeżą stała się prawdziwą zmorą. Chcąc utrzymać ptaki musiałem wciąż donosić dziesiątki litrów wody po to tylko, aby wylać tą zakwitniętą i wlać od nowa świeżą. Zacząłem się zastanawiać: dlaczego bagienko z maleńką ilością wody potrafi utrzymać ją w czystości, podczas gdy w pojemniku w mgnieniu oka zamieniała się ona w szlam. Niestety nie mam wykształcenia przyrodniczego i brakuje mi odpowiedniej wiedzy. Musiałem więc zdać się na obserwacje. Nie ja jeden stanąłem przed podobnym problemem. Wielu ludzi decyduje się prowadzić obok domu, w ogrodzie, na działce tak zwane oczko wodne. Jak wynika z moich obserwacji, ogromna większość tych ludzi zmaga się z problemem zieleniejącej wody. W hipermarketach można nawet kupić środki chemiczne utrzymujące wodę w czystości, które po prostu zabijają w niej życie. Za większe pieniądze można założyć lampę z ultrafioletem, która również niszczy życie. Zamożniejsi mogą zafundować sobie podobny zestaw, biedniejsi po prostu wylewają dziesiątki litrów wody do ziemi, czyszczą zbiornik z osadu i leją nową, świeżą wodę. Cóż za marnotrawstwo! Ale przecież w zbiornikach naturalnych nie ma ani lamp, ani filtrów (w rozumieniu czysto technicznym), ani żadnej chemii niszczącej życie. Jak więc radzi sobie przyroda? Odpowiedź przyszła pewnego dnia, kiedy po deszczu znalazłem się niedaleko mojego oczka. Nie miałem ze sobą wody na zmianę, ale postanowiłem zajrzeć. Zbiornik nie był pełny. Korzystając z okazji, że kałuże z deszczówką były dookoła, w swoją butelkę po wodzie pitnej przeniosłem trochę tej deszczówki do poidełka. Po kilku dniach wróciłem z zapasem wody na plecach, ale jak się miało okazać - zupełnie niepotrzebnie z taką ilością. Woda w oczku była czysta. Uzupełniłem więc je tylko do pełna i odszedłem. zielona woda, poidełko, oczko zdjęcia przyrody, fotografia, przyroda Sytuacja powtórzyła się znowu za kilka dni. Woda była czysta. Zacząłem się zastanawiać co takiego się stało, co sprawiło, że przestałem mieć problem zieleniejącej wody. Wróciłem pamięciom kilkanaście dni wcześniej, do momentu kiedy wlałem do zbiornika deszczówkę. Tak, od tego się zaczęło. Od tego momentu woda przestała zakwitać. Cóż więc takiego mogło być w magicznej deszczówce? Przecież swoją wodę, nawet lepszą - bo z wiejskiej studni, czerpaną z głębokości lałem, a ona wciąż sprawiała kłopot. Pochyliłem się nad zbiorniczkiem. Woda była kryształowa. Nie mogłem uwierzyć i zrozumieć jednocześnie dlaczego. Pochyliłem się jeszcze bardziej dotykając niemalże czystego lustra nosem. Wtem dostrzegłem jakby ruch. Mikroruch. Był wszędzie. Przy dnie, pod powierzchnią, wszędzie. Na twarzy zaczął malować się wielki uśmiech. W jednej chwili wszystko stało się jasne. W oczku bogato pleniło się złożone życie, a ja musiałem je przynieść w wodzie z kałuży. Ale skąd wziął się tam zooplankton? Pewnie ptaki musiały przenieść mikroorganizmy lub ich zarodki z miejsc obfitujących w nie. Zapewne przenosiły je i do mojego zbiornika, ale nim zdążyłem zauważyć ich działalność na małą skalę, wcześniej wyeliminowywałem zwierzątka wylewając zieloną wodę. Wraz z wodą w butelce musiało wpaść tych organizmów znacznie więcej, i rezultat ich działania był dostrzegalny w krótszej skali czasowej, tym bardziej że panujące w poidełku warunki były wprost idealne do wyśmienitego rozwoju tych drobnych zwierząt. W rezultacie zdominowały one zupełnie to mikrootoczenie. Wszędzie, dosłownie wszędzie, w każdym zakamarku poidełka poruszały się maleńkie organizmy. Zooplankton... A więc to one odżywiając się zielonymi jednokomórkowcami sprawują rolę biologicznego odkurzacza. Prawdziwego, biologicznego filtra! Niesamowite. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to pytanie jak długo sytuacja taka się utrzyma? Przecież w końcu musiały wyczerpać źródło pożywienia i tym samym same powinny wyginąć. Wówczas problem zakwitania znowu powinien dawać się we znaki. Czekałem i obserwowałem, i nie doczekałem się ani zielonej wody, ani śmierci mikroorganizmów. Prawdopodobnie kiedy zaczęły się kurczyć zapasy pożywienia, mała jego ilość przestała wystarczać do zaspokojenia potrzeb pokarmowych wszystkich pierwotniaków. Część populacji wyginęła, ale najodporniejsze zwierzęta przetrwały trudny okres. Mniejsza ich liczba spowodowała, że glony mogły się odradzać, aż w końcu było ich na tyle, że ponownie nastawały dogodne warunki pokarmowe dla zooplanktonu, który z kolei zaczął się ponownie mnożyć. W ten sposób powstał maleńki zbiorniczek zależności biologicznych, potrafiący się sam stabilizować. Regułą jest, że duży zbiornik poprzez swoją różnorodność biologiczną potrafi - łatwiej niż mały - sam się stabilizować utrzymując równowagę biologiczną. Ale od każdej reguły jak widać odbiegają wyjątki. Od tamtej pory jedynie donosiłem wodę w małych ilościach i dolewałem do oczka. Postanowiłem także zweryfikować przypuszczenia, przeprowadzając drugie doświadczenie na takim samym, małym poidełku z dziesięciolitrowego wiaderka wkopanego w ziemię. Najpierw nalałem doń wody i pozwoliłem, aby zupełnie zazieleniła się. Następnie przeniosłem do niego małą próbkę z wody i mikroorganizmów pobranej ze zwykłego bagna. Niecały tydzień potrzebowały pierwotniaki na odszlamienie wody, a po dwóch tygodniach była ona już zupełnie klarowna.

Od poidełka do oczka wodnego (czyli jak utrzymać wodę w czystości)

czysta woda, poidełko, oczko zdjęcia ptaków, fotografia przyrody zdjęcia przyrody, fotografia, przyrodnicza Niedługo musiałem czekać, aby doświadczenie powtórzyć jeszcze raz, tym razem w dużo większej skali. Otóż o pomkoc poprosili mnie znajomi, którzy właśnie założyli sobie oczko wodne przed domem i zamiast cieszyć się uspokajającym widokiem falującego, klarownego lustra, więcej czasu zabierało im wymienianie stęchłej wody na świeżą. Operację zacząłem na zupełnie zakwitniętej wodzie, uprzedzając znajomych, że proces oczyszczania może potrwać bardzo długo, jako że i objętość zbiornika jest nieporównywalnie większa (myślę, że około tysiąc litrów miał stawik znajomych). Zaczęliśmy od przeniesienia do oczka około trzydziestu litrów wody z pobliskich stawów leśnych i bagien, w trzech spacerach każdego wieczora. Dosadziliśmy również roślin wodnych, które stanowią konkurencję dla jednokomórkowych, zielonych glonów, same zaś tworzą warunki, w których dobrze czuje się zooplankton. Później wystarczyło tylko czekać i obserwować. To co zobaczyłem przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Początkowo organizmów było niewiele, trudno było dostrzec cokolwiek pod lustrem wody, jednak już po dwóch tygodniach zaroiło się od maleńkich zwierzątek. Również zauważalne były zmiany w czystości wody! Po trzech tygodniach była ona już zupełnie czysta! Zdarzenie to miało miejsce wiosną. Przez resztę miesięcy - aż do późnej jesieni delektowaliśmy się wciąż czyściutką wodą, która jednak miała odcień herbaciany, zapewne na skutek liści wpadających z pobliskich drzew w niezliczonych ilościach, a zalegając na dnie musiały wpływać na PH wody. Nie mogły to być jednak duże zmiany, ponieważ do oczka następnie wpuściliśmy ryby. Były to co prawda karasie - słynące z wytrzymałości na trudne warunki - ale zachowywały się one nad wyraz rześko. Tak czy inaczej wnioski płyną jedne. Sposób z mikrofauną zupełnie nadaje się do prowadzenia małych zbiorniczków wodnych, a w szczególności tych dużych, zapewniając komfort, i co najważniejsze - oszczędność czasu, pieniędzy i wody. Nie trzeba budować specjalnych filtrów biologicznych, które właściwie działają w ten sam sposób - są siedliskiem ogromnej ilości mikroorganizmów, które oczyszczają wodę. Znajdując się bezpośrednio w środowisku wodnym zooplankton stanowi jego naturalny filtr biologiczny. Należy jednak uważać z inną ichtiofauną, dla której zooplankton stanowić może podstawę w jadłospisie. Np. zbyt duża ilość małych rybek może zakłócić delikatną równowagę i w efekcie zniszczą one pożądane warunki, osiągnięte przecież mozolną pracą i poświęceniem czasu. Uwagi te oczywiście kieruję do potencjalnych budowniczych oczek wodnych. Do samej zaś fotografii przy poidełku nie wykorzystuje się aż tak skomplikowanych warunków. Tym lepiej dla wszystkich. Poidełko może przynieść zaskakujące efakty. Jego siła polega na tym, że woda potrzebna jest do życia każdemu żywemu organizmowi w odróżnieniu od pożywienia, którego różne rodzaje odpowiednie są tylko dla określonych gatunków. Do mojego stawiku przylatywały kosy, zięby, sójki, grubodzioby, kwiczoły, trznadle, gąsiorki, srokosze, szpaki, rudziki i drozdy. Właściwie to nie wiem, czy wymieniłem wszystkie gatunki, które mnie odwiedzały. Jedno jest pewne. Woda ściągała ogromną większoś zamieszkujących określony teren ptasich organizmów, a naturalny filtr boilogiczny jest podstawą do utrzymania jej stale w czystości. Planując cokolwiek, to właśnie od jego stworzenia należy pracę rozpocząć.

© M A R C I N   R E J M E N T   2 0 1 7